poniedziałek, 26 października 2015

Pod prąd

Tak się składa że mieszkam w domu z przedpłatowym licznikiem energii elektrycznej. I to ja jestem odpowiedzialna za wykonanie telefonu do PGE, odbycie treningu cierpliwości (jeśli jesteś klientem... wciśnij 1...) i pozyskanie kodu umożliwiającego pobór energii. Nie byłoby o czym pisać gdyby nie to że po raz pierwszy zdarzyło mi się zapomnieć o tej prozaicznej czynności.
W ten oto sposób, bez jakiegokolwiek wysiłku zafundowałam teściowi weekendowy detoks od tv 24 h, mamusi od "Wspaniałego stulecia" a sobie od załatwiania pilnych spraw, maili i atrakcyjnych konkursów internetowych. Epoka kamienia łupanego zawitała w naszym domu, na szczęście ze świeczkami.
Po pierwszej chwili paniki oznajmiłam córeczkom że przeżyjemy wspaniałą przygodę, że pokażę im jak można fajnie spędzić czas bez osiągnięć techniki. W ciągu dwóch dni wspólnie gotowałyśmy, śpiewałyśmy, kolorowałyśmy, opowiadałyśmy sobie baśnie, lałyśmy wosk, chodziłyśmy na spacery, a wygłupom nie było końca. Nawet moja dwulatka nauczyła się trzech piosenek - z tym że przerobiła je na kołysanki w wersji hard rock. Ale przede wszystkim nieustannie się śmiałyśmy.
Nagle okazało się że jestem niewolnikiem laptopa i internetu, że dziewczynki muszą konkurować z mamy ważnymi sprawami co to "jeszcze chwilka", że zakłócają odbiór babcinych podniet, że to co do tej pory uważaliśmy za wspaniałe życie rodzinne jest funkcjonowaniem z elektronicznymi wampirami energetycznymi na własne życzenie.

Puenta?

Środa dniem bez prądu!!!
.
.
.
.
.
.
.
Wyjątek dla lodówki, przynajmniej do pierwszych mrozów :)

niedziela, 27 września 2015

Cisza



"Czasem sztuką jest nie mieć nic do powiedzenia a mimo to milczeć"

zasłyszane od Krzysztofa Respondka 

czwartek, 12 marca 2015

Pożegnanie Mistrza

Osiem lat temu poznałam świetnego faceta który pokazał mi fantastyczny Świat Dysku Terrego Pratchetta. Tak zaczęła się moja wielka miłość do prozy tego wybitnego pisarza. Facet który zaszczepił mi fascynację cyklem autora kolekcjonuje Jego kolejne książki razem ze mną. Godziny spędzone w księgarni, nocne rozmowy gdy dzieci już śpią, cytaty którymi przerzucamy się w słownych potyczkach. Miesiące oczekiwań na kolejne arcydzieło po mistrzowsku ukazujące słabostki naszej egzystencji. Pochłaniane przy świetle nocnej lampki, przeżywane, trawione, omawiane i kolejne oczekiwanie. 
Koniec.
Dziś lord Vetinari zamilkł. Zamarł Świat Dysku. 
Przesypało się ostatnie ziarno piasku.

"-Od dawna czekasz?
OD ZAWSZE."

ŚMIERĆ nie miał dziś wakacji.






środa, 4 marca 2015

Czterolatka o bliskości

W trakcie porządkowania dokumentów trafiłam na zaproszenie ślubne. Sofia zaczyna dociekać co to za "pocztówka" więc tłumaczę że to zaproszenia które wręczaliśmy bliskim, chcąc ich zaprosić na nasz ślub.
Sofia: Mamusiu ale po co pisać te zaproszenia?
Ja: Żeby goście wiedzieli kiedy i gdzie bierzemy ślub.
Sofia: Bez sensu. Przecież wszyscy którzy was kochają i są wam bliscy wiedzieli że się pobieracie. Chcieli z wami być to przyszli. A ci którzy nie wiedzieli, bliscy nie byli wiec po co ich zapraszać?

Czteroletnie dziecko uświadomiło mi prostą logikę relacji międzyludzkich.

wtorek, 3 lutego 2015

Złote rady

Taką właśnie natura ludzka jest, że lubi radzić, oj lubi. Dobra rada nie jest zła, warto korzystać z doświadczenia innych, często bardzo przychylnych nam ludzi. Nie ważne czy to profesor, babcia, dziecko. Nie wierzycie że dziecko może wnieść coś swoją radą? Otóż ostatnio pesymistycznie marudzę że się popsułam i nic nie wygrywam. Moja córeczka z poważną miną przytula mnie i mówi: mamusiu, nie martw się, czasem się wygrywa czasem nie. A żeby wygrać najpierw trzeba wpłacić. Może za mało wpłacasz?
Myśl to konkretna i prawdziwa. 
Tak się tylko zastanawiam czemu czterolatka udziela rad w porę a życzliwa starszyzna w trybie "ja mówiłam..." Mówiła, mówiła że dobrze mleko gotuję a jak wykipiało to mi się dostało. Ot co!

wtorek, 6 stycznia 2015

Aktywna ja

Moja przygoda z szóstką nie zakończyła się happy endem. Biegnie było ok dopóki nie zaczęłam pracować - doba mi się skurczyła. Co prawda z etatem się właśnie rozstałam ale nie mogę się zmobilizować do codziennego sapania na kapryśnym powietrzu.
Ok. Dość wykrętów. Nie chce mi się. No nie chce mi się i już. Ale to nie znaczy że nie czuję potrzeby aktywności fizycznej. Zakupy, gotowanie, spacery, noszenie 12 kg rozkosznej żywej wagi to też aktywność ale nie o taki wysiłek mi chodzi.
No i niechcący odkryłam metodę na siebie. Przysiady. Wchodzę do kuchni pach dyszkę, zabawa z córkami - dwie dyszki, zaczynam sprzątanie - dyszka. Do tego w tzw. międzyczasie zamieniam w ciężarki butelkę wody, napinam mięśnie brzucha. Do tego trzy razy dziennie robię deskę (oparta na łokciach i palcach stóp, ciało w pozycji prostej i jak najdłużej staram się utrzymać pozycję) i już.
Nie muszę wygospodarować konkretnego czasu ani się specjalnie przygotowywać. Wyszukany trening to nie jest, jednak lepszy taki w praktyce niż inny w teorii.

sobota, 3 stycznia 2015

Antytalent :)

Talentu plastycznego nie mam za grosz. Żałuję ale cóż...
Nie przekonuje to mojej córeczki więc próby podejmuję. I proszę. Arcydzieło to nie jest ale myślę że jak na popołudniowe rysowanie z córką może być.