Blog, blog, blog...
Dziś napewno już napiszę.
Poniedziałek - prozaiczny brak czasu.
Wtorek - Sophia z Małą złapały przeziębieniowego bakcyla
i nie są chętne do współpracy.
Środa - Goofy padł również więc jak wyżej.
Czwartek - nawet się nie łudzę.
Piątek - Mamo, pobawisz się ze mną? Mamo, poukładamy
puzzle? Kochanie, grzybki zamarynujesz? Chrzestna córko, prośbę mam... Łeeeee!!!!!!!!!!!!!
Cyca chcę!!!!!!!!!! (chociaż to ostatne wezwanie słyszę codziennie :)
Sobota - Mamo, tato zabrał laptopa do pracy!!!
Niedziela - Mamo, obiecałaś że dziś tata nie weźmie
laptopa!!!
Poniedziałek - Ufff. Poranek, siadam z laptopem , Mała
śpi, Sophia też a i Goofy przekręca sie na drugi bok. Czas dla mnie.
Szybko sprawdzam pocztę, przerzucam wczorajsze zdjęcia na
dysk i uświadamiam sobie że płyta z programem do obróbki zdjęć spoczywa gdzieś
głęboko wśród gratów z remontowanego pokoju. Trudno. Teraz loguję się na bloga.
Ciszę przerywa trzeszczenie dobiegające z łóżeczka a po chwili lekka nutka
dekadencji rozwiewa moje ciche nadzieje.
Dzwoni telefon alerozładowana bateria spławia intruza.
Uporałam się z porannym zamieszaniem, wstającymi
domownikami, śniadaniami, napisałam co chciałam i czekam na załadowanie posta.
BRAK POŁĄCZENIA Z
INTERNETEM
Światła brak. Nie mam pytań.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz