Za to całkiem okazale rysuje się mój brzuszek. Sofia pogłaskała mnie po wystającym brzuchalu i z euforią wykrzyczała "Hurra! Mama urodzi mi braciszka tak jak sobie wymarzyłam!" Moja rodzicielka zbladła mając swoiste deja vu.
Jednak z fantem coś zrobić wypada, bo nie oszukujmy się, przybyło mi tu i ówdzie ( a nie mam na myśli cycków i bicepsów). Diety cud? Nie wierzę - to raz, karmię - to dwa, nie lubię - trzy. A więc ćwiczenia. Siłowni w okolicy brak, czasu zresztą też. Bieganie w błotsku mnie nie kręci. Pomysłów miałam jeszcze kilka aż w końcu postawiłam na aerobiczną szóstkę weidera.
Dzień piąty treningu 6 weidera i kilka uwag:
- Różne źródła podawały różne warianty więc opieram się na źródle: http://www.6weidera.com/ Tam można znaleźć opisy ćwiczeń i ich harmonogram.
- Poza zaletami w postaci efektu końcowego wymienia się wady - monotonność i obciążenie kręgosłupa. Pierwszy minus da się zignorować a jak zareagują plecy zobaczymy. Jeśli stawią opór przerwę ćwiczenia.
- Już od pierwszych dni czuć lekki ból brzucha ale w stylu "działa" a nie "nie mogę się ruszać".
- Od trzeciego dnia podczas ćwiczeń czuć ciepło tam gdzie wg wszelkich praw anatomii powinny znajdować się nasze mięśnie brzucha.
- Warto zadbać o spokój w trakcie ćwiczeń bo towarzystwo ludzi, zwierząt i alarmujący dzwonek telefonu w pył obrócą nasz wysiłek.
- Grupa wsparcia motywuje jednak jeśli opóźnia moment startowy nie czekajmy. Do dzieła!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz