- Znów rozlałaś wodę!
- Po co Ci te zabawki?
- Właśnie posprzątałam a Ty się tu z kredkami rozkładasz!
- Sofio! Nie bądź niegrzeczna!
- Zostaw to!
- Nie mam czasu?
- Co chcesz?!
- Za mała jesteś.
W mojej głowie ciąg tych wykrzykników zlewa się w niezrozumiały bełkot, szybko przechodzący w szum, tło. Mogłabym zostać w tym letargu, gdyby nie fakt że jest on skierowany nie w moją stronę a uderza w moją czteroletnią córkę. Dziadkowie (podobno z założenia są od rozpieszczania) zamieniają czas zabaw w koszary. Dziadek wykrzykuje komendy, babcia niczym z karabinu wypuszcza serie zastrzeżeń. Proszę, tłumaczę, argumentuję i tu kolejna seria w moją stronę. Teść próbuje pokrzykiwać, mama odwraca kota ogonem.
Dziecku można wszystko wytłumaczyć, jest ciekawe świata i dąży do wiedzy, do poznania różnych mechanizmów. Dziecko wszystkiego się uczy, przez zabawę odkrywa świat, metodą prób i błędów dochodzi do jakże ważnej świadomości konsekwencji swoich działań. Dziecko wyłączy swój zmysł po pierwszej minucie bełkotu, wrzaskliwe komendy odbierze jako atak więc walorów wychowawczych zero.
I nagle okazuje się, że największym problemem wychowawczym stało się dotarcie do wapniaków, którzy już nie potrafią słuchać. Ba, nie chcą nawet. Dziadek liczy dzieci które w swym życiu wychował jako argument niepodważalnego autorytetu. Szkoda że licząc zapomniał, o własnych...
Dzieci i zegarki nie mogą być stale nakręcane. Trzeba im także pozwolić chodzić.
Jean-Paul Sartre