poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Audiobooka czar(t) ?

Jadę tramwajem. 
Babcia z niesmakiem zerka na nastolatka ze słuchawkami w uszach. 
Zaczeło się. 
- "Jadziu, co za czasy, co za czasy?! Kiedyś to człowiek nie słyszał o żadnym analfabetyzmie. Jak dostał linijką po łapach to na pamięć strofy recytował. A teraz siedzi taka młodzież, oczy zdrowe a zamiast czytać to słucha jakiejś szatańskiej muzyki prosto w ucho."
- "Oj, tak Marysiu. Toż słyszysz że to nie muzyka a ten nowy wynalazek. Książkobook czy jakoś tak, wnuczek coś mi mówił. Kolejne diabelskie nasienie. Jakaż to przyjemność była sobie tak poczytać. O, Sienkiewicza bym chętnie sobie przypomniała ale z moim wzrokiem to już niestety..."
Dyskusja się ciągnie, młodzież obrywa za lenistwo, za głupotę, za brak oczytania, za internet. Postęp techniczny to zło a to wszystko z winy tych przeklętych audiobooków. Sama przez chwilę mam wyrzuty sumienia bo w mojej komórce "Narrenturm" ma się ku końcowi, ale na szczęście nachodzi mnie chwila refleksji.
Pomijam fakt iż o alfabetyzmie społeczeństwa z lat młodzieńczych owych dam można by dyskutować, podobnie jak o przydatności recytowania na pamięć gotowych formułek. Poziom dzisiejszej wiedzy przecientnego nastolatka jaki jest, każdy widzi, winnych szukać można w nieskończoność. Moje zdanie, subiektywne zupełnie, jest takie, że poziom wykształcenia młodzieży w znacznym stopniu od owego osbnika zależy ale to już materiał na inny tekst.
Sama kocham książki. Zagrzebać się w kocyk, zaprzyjaźnić z prozą Marqueza, Pratchetta, Sapkowskiego i wielu, wielu innych. Kocham po prostu. Kocham też męża, dzieci, uwielbiam gotowanie, rękodzieło. Sprzątać nie lubię ale porządek już tak, więc też uskuteczniam. I jakoś tak za cholerę nie idzie pogodzić tych pasji, miłości i obowiązków. 

Eureka!!! Audiobook! Prasuję a w tle trylogia husycka. Córka prosi o bajkę a ja piszę artykuł na wczoraj - Miś Uszatek w wersji audio spieszy z pomocą. Mąż słucha do snu, mama szwaczka przy maszynie, na słuchawkach.
Pomimo fascynacji tym darem techniki czytam sama, czytam córkom a Pan Mąż bije rekordy w pochłanianiu słowa pisanego mimo dysfunkcji zwanej dysleksją. Przepraszam że jako pedagog i pasjonat książek nie grzmię i nie pluję, nie klnę że młodzież słucha.

Pani Marysi natomiast polecam Sienkiewicza w wersji mobilnej, wszak z mych obserwacji wynika że słuch ma niczego sobie.

piątek, 4 kwietnia 2014

Duże serce decoupage

Nadal w wiosennym klimacie



Etapy wykonania:
- biała farba akrylowa
- motyw z papieru do decoupage przyklejony klejem na bazie wody (gęściejszy niż do serwetek)
- motywy z serwetek przyklejone klejem na bazie wody
- przycieranie
- kilkakrotne lakierowanie błyszczącym lakierem akrylowym



czwartek, 3 kwietnia 2014

Chustecznik decoupage

Wiosna, wiosna  w sercu, domu i pracowni.
Przedstawiam chustecznik z wiosennymi bzami.







Kolejne etapy wykonania:
- biała farba akrylowa
- serwetki przyklejone klejem na bazie wody
- przycieranie
- kilka warstw akrylowego lakieru błyszczącego

wtorek, 1 kwietnia 2014

Wyższa Szkoła Melanżu

Polak nie wielbłąd, napić się musi. Nie, nie. Wcale nie kpię i nawet się nie czepiam. Ba! Ja nawet sama czasem coś tam sobie wiecie. Ale nie o ilość tu chodzi.
Mimo że nie jestem jeszcze najstarszym próchnem to jednak robię się sentymentalna i tak kulturalnie pierwsze swoje procenty wspominam. Tak, właśnie. Bo pić trzeba umieć. Z kim, jak, gdzie, kiedy. I ile. Wiedza przekazywana z pokolenia na pokolenie, a przynajmniej można było trafić pod skrzydła autorytetów co i po łapie trzepnęli i nie zostawili zataczającego się kompana na zatracenie, na siarczystym mrozie. Człowiek wracał do domu po całonocnej imprezie, uśmiechał się szeroko do zaspanej mamusi i dumny był że prosto stoi.
Mało tego. Wchodził do pokoju (własnego), rozbierał się (posiadał bieliznę) i kładł do łóżka (sam). Czasem tylko słyszał tajemnicze "Ciiiii" wypowiadane własnym rozweselonym szeptem. Jeśli uczeń nie był zbyt pojęty i któryś z powyższych etapów nie przebiegł w sposób wyżej opisany to z pokorą znosił niewybredne uwagi majc nadzieję że nie podsycana iskra nie zapłonie. W przyszłości natomiast baczył ile czego w gardło wlewa.
Wspominam te czasy z nostalgią i wdzięczna jestem że ominął mnie żenujący etap w rozwoju młodego człowieka, polegajacy na piciu byle czego, byle jak, z byle kim. Oby dużo.
Kolejny obywatel oznajmił światu że ukończył z wyróżnieniem Wyższą Szkołę Melanżu.

Gratuluję - nie powiem.