A więc jest 21 (zegar w mym złomku stoi w opozycji), siedzę na tarasie podgryzana przez komary po tym jak uporałam się z tłumaczeniem Sofii że babcia niechcący włożyła do miski jej kolejkę elektryczną (?!), Goofiemu że NAPRAWDĘ muszę jutro zjawić się pod przychodnią o 6.30 aby pobrano mi krew a także masą innych spraw wymagających mojej interwencji.
I wierzcie bądź nie ale ci bzyczący krwiopijcy sprawiają że zaczynam mieć w nosie zburzoną ścianę w pokoju, słupek rtęci który jakoś nie chce maleć i nieustanny smród petów z parteru.
Grunt to odpowiednia perspektywa...
Dobranoc :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz